-TVN
podziękował pani za współpracę. "Maraton Uśmiechu" prowadziła pani trzy lata,
czyli akurat tyle, ile pani poprzednik Mariusz Czajka. Spodziewała się pani
tego pożegnania?
- Miałam nadzieję, że gusty widzów zmieniają się nie co trzy lata, ale co
siedem (śmiech).
- Szok?
- Tak. Przywiązałam się do programu i ludzi, którzy go robili, a byli
wspaniali. To była cudowna przygoda. Ktoś inny może machnąłby ręką,
powiedział: "E tam, było, minęło", a ja się rozklejam, czuję do niego
sentyment. Na pewno zdecydowano się na to posunięcie ze względu na dobro
programu, a to jest najważniejsze.
- Została pani na lodzie. Dlaczego wcześniej nie zaistniała pani w innym
programie?
- Jestem lojalna, więc choć miałam różne propozycje, rezygnowałam z nich.
Korzystając z okazji, może powinnam wystosować apel do tych wszystkich, którzy
kiedyś składali te oferty: proszę, zadzwońcie jeszcze raz (śmiech).
- Zanim jednak się odezwą, będzie pani anonimową żoną swego męża?
- Dzięki programowi "Big Brother" stałam się osobą medialną i chyba już nigdy
nie będę anonimowa. Mieszkam w Luboniu z mężem, który jest fryzjerem i ma swój
salon. Razem jeździmy na szkolenia za granicę. Niedawno ukończyłam kursy
przedłużania włosów w Holandii - stamtąd dostałam certyfikat - i we Włoszech.
- Przyszłość to fryzjerstwo?
- Może doradztwo finansowe, bo mam certyfikat z Ministerstwa Finansów. Mąż
mówi: "Rób tak, żebyś była szczęśliwa".