"Big Brother" był pierwszym reality show polskiej
telewizji, dlatego budził ogromne zainteresowanie widzów. Średnio każdy odcinek
oglądały ponad 4 miliony widzów, a niedzielne "Ringi" nadawane na żywo prawie 6
milionów. Widzowie dobrze zapamiętali uczestniczkę Manuelę Michalak. Jej
uroczysty ślub z Tomkiem Jabłońskim odbył się 25 grudnia 2002 roku. Szczęśliwi
małżonkowie mieszkają w domku w Luboniu - rodzinnym mieście Manueli. Nie myślą o
przeprowadzce. Manuela niewiele zmieniła się od wyjścia z Domu Wielkiego Brata -
jest wesoła, roześmiana i przyjaźnie nastawiona do świata. Nie lubi rozstawać
się z mężem, dlatego razem z nim przyjechała do Warszawy na naszą rozmowę.
Uwielbia też pozować do zdjęć - podczas sesji nawet przez krótką chwilę nie
grymasiła ani nie narzekała, że przez kilka godzin musiała przebierać się,
zmieniać fryzury i makijaż.
-Jak po dłuższym czasie oceniasz to, co spotkało Cię po wyjściu z Domu Wielkiego
Brata?
-Nawet w najśmielszych marzeniach nie spodziewałam się, że w moim życiu tak
wiele się zmieni! Wciąż rozdaję autografy, ludzie się do mnie uśmiechają,
prowadzę program w telewizji TVN. Jest super!
-Spełniło się też Twoje marzenie - zagrałaś w filmie. Wystąpiłaś w "Gulczas - a
jak myślisz?" Jerzego Gruzy.
-To było aktorstwo w niepełnym wymiarze, bo do zawodowców, z którymi pracowałam,
jeszcze daleka, daleka droga. Profesjonalizm aż z nich kipiał, a my takie szare
myszki... Ale radości sprawiło mi to bardzo dużo. Potem miałam zagrać jakiś
epizod w filmie "E=mc2" Olafa Lubaszenki, ale w końcu nic z tego nie wyszło.
Dostawałam inne propozycje, ale najważniejszy był dla mnie "Maraton uśmiechu".
Zawsze marzyłam o pracy w telewizji. Czuję się przed kamerą jak ryba w wodzie.
-Dzięki filmowi "Gulczas - a jak myślisz?" poznałaś męża...
-Podczas trasy promującej film pojechaliśmy do Gorzowa Wielkopolskiego. Chciałam
się uczesać,
więc moja kuzynka zaprowadziła mnie do salonu, w którym pracował Tomek.
Zobaczyłam go, jak czesał jakąś panią i zwariowałam! Ale to on zrobił pierwszy
krok - poprosił mnie o autograf. Wtedy zebrałam się na odwagę i zaprosiłam go na
dyskotekę, którą nasza ekipa urządzała wieczorem. Było wesoło, sporo
rozmawialiśmy. Zaraz potem okazało się, że za tydzień znowu muszę pojechać do
Gorzowa. Zapytałam Tomka, czy by mnie nie uczesał. Zgodził się, ale nie
spodziewałam się, że będzie sam w salonie, który specjalnie dla mnie otworzył.
Byłam bardzo stremowana. No i znowu wieczorem była impreza... Rozmawialiśmy do
samego rana. Zaprosiłam go do mnie do domu na święta Bożego Narodzenia. No i po
roku, 25 grudnia, wzięliśmy ślub!
-Słyszałam, że wielką rolę w Waszym życiu odegrała liczba 103.
-Kiedy zaręczyliśmy się, mój Misiu wcisnął mi na palec numerek do szatni z
liczbą 103. To było takie spontaniczne! Później stwierdziliśmy, że weźmiemy ślub
za 103 dni, ale to nam się nie udało. Za to okazało się, że na weselu pojawiły
się... 103 osoby! Miało być więcej, ale część nie dojechała.
-Od Waszego ślubu minęło już pół roku.
-Od momentu, w którym się poznaliśmy, prawie się nie rozstawaliśmy. Mniej więcej
w maju zamieszkaliśmy razem. Na początku Tomek był trochę stremowany tym, że na
każdym kroku wołałam do niego: "Oj, Misiu-Pysiu tak bardzo Cię kocham!",
przytulałam go, całowałam. Ale teraz już się przyzwyczaił. Pamiętam ten jeden
jedyny raz, kiedy mój mąż na mnie krzyczał. Ugotował kolację, a ja powiedziałam,
że nie chcę jeść, bo nie jestem głodna. To śmieszne, bo kiedy on na mnie
krzyczy, ja zachowuję się, jak nie ja - robię się taka malutka... Bo dla mnie
takie sytuacje, gdy on jest poddenerwowany albo na mnie krzyknie, są
nienormalne! Zwykle jest taki spokojny, że czasami aż go prowokuję, żeby się
troszeczkę zdenerwował! A on nic!
-Podobno Tomek nie zniósłby, gdybyś zaczęła się odchudzać... (Obecny przy tej
rozmowie Tomek tylko ten jeden raz się wtrącił: - Manuela jest, jaka jest i niech
taka zostanie!)
-Chciałabym schudnąć, bo trochę przytyłam. Powiedziałam sobie, że do następnej
edycji "Maratonu" muszę wrócić do formy. Ale to jest to - nie zjadłam kolacji, a
on zrobił mi awanturę! No to później siedziałam i jadłam! Żartuję - jeśli jem, to
jest to tylko moja sprawa!
-Czy myślicie o tym, żeby mieć dzieci?
-Są takie chwile, że mój Misiu ogląda jakieś zdjęcia i nagle przybiega do mnie i
woła: "Zobacz jaka dzidzia, prawie jak ty!". Myślimy o tym, ale wcześniej chcę
przygotować na to swój organizm.
-Podobno uwielbiasz chodzić na różne kursy?
-Staram się doskonalić siebie. Zrobiłam kurs zarządzania małym
przedsiębiorstwem, "liznęłam" troszeczkę bankowości, robiłam kurs makramy
(robótki ręczne), tańczyłam w szkole tańca towarzyskiego, należałam do
harcerstwa, działam w Stowarzyszeniu Ludzi Dobrej Woli w Luboniu, należę do
Towarzystwa Miłośników Miasta Lubonia. Tych rzeczy jest bardzo dużo. No i przede
wszystkim mam swoją firmę, która zajmuje się handlem witaminami, minerałami i
produktami wspomagającymi leczenie różnych chorób.
-Myślałaś kiedyś o tym, żeby np. poprowadzić własny program?
-Życie przynosi różne rozwiązania i kto wie, czy nie ma dla mnie jakiejś
niespodzianki. Ja tylko marzę, a to wszystko przychodzi samo. Chciałabym jeszcze
zagrać w filmie i jestem pewna, że jeśli będę wystarczająco długo o tym marzyć,
to się spełni. W liście motywacyjnym do "Big Brothera" napisałam, że zanim
założę rodzinę, chciałabym przeżyć przygodę. No i proszę - dwa lata później
przeżyłam wspaniałą przygodę i założyłam rodzinę... To chyba najlepszy dowód!