Manuela, przebojowa finalistka programu "Big
Brother", w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia wzięła ślub z Tomaszem
Jabłońskim. Dziś nowożeńcy opowiadają o swoim burzliwym związku.
Manuela: Przyjechałam do Gorzowa Wielkopolskiego promować film "Gulczas - a jak
myślisz?"... Poszłam z kuzynką do hotelowego fryzjera, zobaczyłam go i stanęłam
jak zamurowana. Miał takie łagodne oczy, instynktownie wyczułam pozytywną
energię. Ugotowałam się od pierwszego spojrzenia!
Tomek: Coś jej błysnęło w oku, od razu to zauważyłem. Podeszła do mnie i do
klientki, i zażartowała po swojemu: - No, co on pani robi na głowie... Chciała
dalej żartować, ale się denerwowała, widziałem to.
Manuela: Zachowywałam się jak mała dziewczynka. Chciałam popatrzeć mu w oczy,
ale się bałam. Wkurzało mnie, że on czesze tamtą, a nie mnie.
Tomek: Manuelę znałem wcześniej z telewizji. Od razu wpadła mi w oko ze względu
na pogodę ducha. To nie jest typ superlaski z "Playboy'a", na takie nawet nie
zwracam uwagi. Babcia, która mnie wychowała, zawsze powtarzała: "Ładna miska
jeść nie daje".
Manuela: Nie jestem superlaską?
Tomek: Jesteś najpiękniejsza na świecie. Ale dla mnie kobieta musi mieć
wewnętrzne ciepło.
Manuela: Po premierze była dyskoteka, na którą zaprosiłam całą ekipę salonu
fryzjerskiego. Przegadaliśmy z Tomkiem pół nocy, na koniec poprosiłam go o
telefon.
Tomek: Nie wierzyłem, że oddzwoni. Przez głowę mi przemknęło, że jako gwiazda ma
pewnie w każdym mieście takiego przyjaciela na telefon.
Manuela: W czasie finału drugiej edycji Wielkiego Brata znów przyjechałam do
Gorzowa. Tomek wtedy specjalnie dla mnie otworzył salon. Przygotował mi dopinkę
z kolorem moich włosów, zapamiętał!
Tomek: Dla fryzjera to żaden problem...
Manuela: Zaprosił mnie na imprezę w gronie przyjaciół, odprowadził grzecznie do
hotelu. Powiedział, że mieszka nieopodal, więc będzie sobie patrzył przez okno
na moje okna. Zaprosiłam go wtedy do domu na pierwszy dzień świąt Bożego
Narodzenia...
Tomek: To zaproszenie ścięło mnie z nóg. Kompletne zaskoczenie, bo jeszcze sobie
nawet nie powiedzieliśmy tego najważniejszego.
Manuela: Na powitanie pocałował w rękę moją mamę, aż ktoś w domu zażartował:
"Chłopak wie, jak traktować teściową!".
Tomek: Podczas obiadu była kochana, ciepła i... strasznie stremowana.
Manuela: Matko Święta! Z tego wrażenia wpakowałam sobie w usta kawał ryby w
galarecie, której nienawidzę.
Tomek: W drugi dzień świąt pojechaliśmy do klubu Deep w Poznaniu. Długo
rozmawialiśmy przy barze. Był ścisk, no i tak się jakoś stało, że się
pocałowaliśmy.
Manuela: Uznałam to za początek tak zwanego chodzenia ze sobą. Nie mogłam
uwierzyć, że to się stało, przecież znaliśmy się tak krótko. Mam twarde zasady,
zawsze byłam wieżą nie do zdobycia. Po prostu zawsze potrzebowałam czasu w tych
sprawach.
Tomek: Dla mnie kluczowa była wizyta z Manuelą u mojej babci, z którą mieszkam,
od kiedy rodzice się rozwiedli. Babcia jest dla mnie wyrocznią. W trosce o moje
morale potrafiła wejść o 22:00 do mojego pokoju i powiedzieć koleżance: "Mama
już się o panią martwi". Kiedy do mieszkania weszła Manuela, od razu ją
polubiła. Babcia nie miała pojęcia, kto to jest Manuela, że jest znaną osobą.
Manuela: Dla Tomka to było jak błogosławieństwo.
Tomek: Manuela jest naprawdę szalona! W drugim dniu świąt zaproponowała mi
wspólny wypad na sylwestra. Kazała mi spakować letnie ciuchy. Kiedy
dojeżdżaliśmy do lotniska, powiedziała, że lecimy na Majorkę. Poczułem się
trochę głupio, więc zastrzegłem od razu, że sam za siebie zapłacę.
Manuela: Oświadczył mi się w maju, w tym samym klubie, gdzie po raz pierwszy się
pocałowaliśmy.
Tomek: Nie miałem ani pierścionka, ani kwiatów. Ale była taka atmosfera,
rozmawialiśmy o przeznaczeniu, ona patrzyła tak, jakby czekała na te słowa.
Zapytałem, czy wyjdzie za mnie.
Manuela: Spodziewałam się tego, ale kiedy już usłyszałam, to krew napłynęła mi
do głowy, nie mogłam się ruszyć...
Tomek: Nie czekając na odpowiedź, wyszedłem na chwilę. Kiedy wróciłem, ona dalej
tkwiła w tej samej pozycji.
Manuela: Założył mi na rękę numerek od szatni - "103".
Tomek: Powiedziała: "tak".
Manuela: Zamieszkaliśmy ze sobą. Tomek przeprowadził się do mnie, do domu, który
sama zbudowałam.
Tomek: Z Gorzowa nie ma dobrych połączeń do Warszawy i Krakowa, gdzie Manuela
pracuje. Poza tym nie po to budowała dom, żeby teraz stał pusty lub żeby go
sprzedać. Jako fryzjer bez problemu znajdę pracę w Poznaniu. Na razie czeszę
Manuelę i Olę Wolf przed nagraniami "Maratonu Uśmiechu".
Manuela: W Tomku ujęła mnie jego skromność i dobroć. Kiedy wracam z trasy,
potrafimy godzinami ze sobą rozmawiać. To dziwne, ale czuję, jakbyśmy się znali
od dziecka, jesteśmy trochę jak brat i siostra.
Tomek: Uwielbiam jej naturalność i szczerość. Ona po prostu nie potrafi kłamać,
nawet w drobnych sprawach. Od razu robi się czerwona.
Manuela: Tworzymy partnerski związek, po prostu każdy robi w domu to, co potrafi
najlepiej. Ja na przykład trzymam kasę, pilnuję opłat. Tomek częściej gotuje, bo
to lubi. Dziś np. zrobił świetnie kurczaka w sosie słodko-kwaśnym.
Tomek: Kiedyś w ogóle nie przykładałem wagi do jedzenia. Żywiłem się zupkami
chińskimi. Ona przypomina mi, że trzeba zjeść normalne śniadanie, obiad i
kolację. Odkąd mieszkam z Manuelą, przytyłem 10 kilo...
Manuela: Kiedy wracam do domu, rzucam się w wir sprzątania. Muszę utrzymać w
czystości 200 metrów kwadratowych. Tomek mi pomaga, kiedyś szorował podłogę do 4
rano.
Tomek: Nie znaczy to, że jestem pantoflarzem. Potrafię też tupnąć nogą.
Manuela: Jestem ogniem, a on wodą. Mnie czasem ponosi i drę się z byle powodu.
Dziś pokrzyczałam sobie trochę, bo nie mogłam znaleźć skarpetek.
Tomek: Jeśli się kłócimy, to o sprawy nieistotne. Tak naprawdę między nami jest
taka zgoda i jedność poglądów, że aż mdli. Ciągle się całujemy, obejmujemy,
nawet w towarzystwie. Moja babcia już zwraca uwagę, żebyśmy przestali się tak
mizdrzyć do siebie.
Manuela: Kiedy poszłam do księdza załatwiać ślub, to nie chciał mi dać
pozwolenia, bo myślał, że żartuję.
Tomek: Postanowiliśmy, że będzie stu trzech gości, jak na numerku od szatni,
który wsunąłem jej na palec podczas oświadczyn.
Manuela: Wesele miało być typowo "wieśniackie", z dancingiem z syntezatora.
Tomek był ubrany na miodowo, ja miałam piękną białą sukienkę, z cekinami,
falbanami, jak królewna z bajki.
Tomek: Sam ślub był bardzo podniosły, byłem strasznie podekscytowany, ale nie
pomyliłem słów przysięgi.
Manuela: Starałam się nie płakać. Był taki moment, że już prawie ryczałam, ale
się powachlowałam i przeszło.
Tomek: Ksiądz zezwolił na składanie życzeń w kościele, bo na zewnątrz był duży
mróz.
Manuela: Boże! Jaka do nas się ustawiła kolejka! Jacyś obcy ludzie z życzeniami,
dzieci z pięknymi wierszykami, sąsiedzi, koledzy z pracy...
Tomek: Dostaliśmy masę prezentów, ale jeszcze nie zdążyliśmy ich rozpakować.
Wiem tylko, że kolega Manueli podarował nam coś wyjątkowego.
Manuela: To "walizeczka erotomana". Dostaliśmy ją od przyjaciela, który jest
właścicielem sex shopu. Są w niej między innymi: pejcz, prezerwatywy, jakiś żel
bananowy, ale nie wiem, do czego on służy.
Tomek: Niestety, w trakcie nocy poślubnej nie byliśmy w stanie przetestować tego
sprzętu, bo przyszliśmy do pokoju dopiero o 5:30 rano.
Manuela: Noc poślubna, podobnie jak wesele, miała przebieg tradycyjny.
Tomek: Dopiero nazajutrz naprawdę poczuliśmy, jak jesteśmy szczęśliwi. Żono,
nadszedł czas odpoczynku i sielanki, czyż nie jest pięknie?
Manuela: Tak, często marzymy, że siedzimy sobie w domku z gromadką dzieci.
Bardzo byśmy chcieli je mieć.
Tomek: Najlepiej trójkę!
Manuela: Teraz to niemożliwe, bo jestem chora. Od dziecka cierpię na atopowe
zapalenie skóry, codziennie biorę leki. Jest szansa, że za kilka lat będę mogła
je odstawić. To warunek, aby dziecko mogło się prawidłowo rozwijać.
Tomek: Poczekamy, to jest miłość na całe życie. Moi rodzice rozwiedli się, kiedy
miałem 10 lat. To było okropne przeżycie, które ciągle noszę w sercu. Dlatego
nie wyobrażam sobie, żeby z Manuelą miało coś nie wyjść. Jednego bym tylko nie
przeżył. Gdyby ona się zaczęła odchudzać. Wtedy już by nie była moją Manuelą.
Pomyślałbym wtedy o rozwodzie.
Manuela: Kochanie, zrób kolację...